piątek, 3 lutego 2012

11.11.11

"Ale najważniejszy fakt jest oczywisty: to nie narodowi radykałowie odmawiają prawa do istnienia lewicy, atakują ją i blokują, łamiąc prawo − tylko odwrotnie."
Rafał A. Ziemkiewicz blog.rp.pl

"mysle ze pokłosiem powinno być teraz wieksze zainteresowanie i aktywnosc w nap**dalaniu lewactwa i pedalstwa ze strony kibicow w kazdy mozliwy sposob, w kazdym wiekszym miescie te scierwo organizuje co jakis czas swoje marsze , policji duzo nie ma , wylapywac ich w miare mądrze bezprzypałowo, nagrywać, rozbierać, poniżać "
forum kibice.net, temat: MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI 2011, strona 26, pisownia oryginalna

Tak, jestem świadomy że zestawienie takich cytatów już na samym wstępie pachnie poszukiwaniem sensacji i indolencją dziennikarską. W tym miejscu, można już bez problemu zarzucić mi, stawianie znaku równości między narodowymi radykałami o których wspomina powyżej Ziemkiewicz, a hejtującym bełkotem jakiegoś umysłowego i moralnego pokraki z środowiska kibicowskiego. Dokładnie z taką samą indolencją, szokowaniem dla biedasów, mam do czynienia odkąd zacząłem śledzić media i wystawiać swój umysł na fekalny wodospad bredni. Od paru tygodni, odkąd wróciłem z blokady 11.11. zadręczam się tymi smutnymi jak pizda w jesień, artykułami, wywiadami i internetowymi opiniami anonimowych pieniaczy z poziomem świadomości społecznej goryla górskiego (nic im nie umniejszając. Goryle są czadowe). Świadomie i na własną odpowiedzialność wystawiłem swój skołowany umysł i wrażliwość na naginanie prawdy, bzdury, manipulacje faktami lub zwyczajnie - kłamstwa. Wszystkie, atrakcyjnie opakowane w szokującą, wykrzywiającą rzeczywistość formę ( mainstreamowe media) lub mundur ułana z szablą i wąsem przystrzyżonym na Kmicica gratis (prawicowe media). Mniej świadomi odbiorcy tych pierwszych mogli połasić się po spoconych od skandalu kasztanach i powtarzać "fakty" o złych Niemcach i parszywych kibolach kolegom/koleżankom z pracy, bez żadnej refleksji czy analizy zjawiska. Słabsi intelektualnie odbiorcy tych drugich, dostali okazję by na fali historycznych resentymentów pomachać podaną szablą w kierunku "wiecznie wrogich WIELKIEJ POLSCE Niemiec' i poślinić się przy wiadomym wersie Roty. W jakiejś Szwecji pewnie mógłbym domagać się odszkodowania za rozjechane nerwy i przygotowanie podłoża pod niechybnie nadchodzącą depresję. W Polsce muszę zdać się na autoterapię i ulżyć sobie w tej kolumnie.
Zanim jednak zacznę - wyjaśnię parę prostych kwestii. Jestem otwartą osobą. Nie jestem miłośnikiem napierdalania kogokolwiek za poglądy o ile te poglądy nie godzą w wolność lub zdrowię innych ludzi. Nie jestem fanem żadnej partii politycznej. Nie jestem fanem polskiego rządu. Właściwie nie jestem fanem żadnego rządu. Nie jestem sympatykiem Wyborczej. Nie zgadzam się w wielu poglądach z prawicą, ale nie odmawiam takowej istnienia (o ile przybiera zdrową postać). Zgadzam się i identyfikuję z wieloma poglądami lewej strony, ale odmawiam takowej istnienia gdy przybiera skrajne formy (na ten przykład - nie jestem fanem autorytarnego komunizmu. Che. Palenia przypadkowych samochodów czy bezrefleksyjnego szkalowania bozi ducha winnych ludzi określeniem "faszysta"). Teraz gdy już uprościłem paradygmat poglądów politycznych wszystkich ludzi w XXI wieku, do podziału z rewolucji francuskiej (jak większość mediów i felietonistów jakich miałem nieprzyjemność czytać przed i po 11.11) i czuję się jak gówno, mogę wrócić do autoterapii.

ZIEMKIEWICZ! UWAŻAM RZE JESTEŚ DEBILEM! DOPÓKI NIE ZJAWIŁEM SIĘ 11.11 W WARSZAWIE NIE BYŁEM ŚWIADOMY ŻE W POLSCE JEST TYLU DEBILI! KUUURWA!

Ufff...Poniżej relacja z Kolorowej Niepodległej. Sensacji w tonie Faktu niewiele. Nie ciumkałem publicznie Biedroniowi. Nie mazałem zrzutą portretu Stalina. Nie śpiewałem "Na barykady" machając flagą związku radzieckiego. Nie polowałem na ludzi z polskimi sztandarami (musiałbym zacząć na Kolorowej Niepodległej). Poniżej również parę wniosków prostego "chopa", które nasunęły mi się gdy kurz już opadł, a więcej niż paru ludzi dostało wpierdol (bynajmniej jak się okazuję nie od "szkopów"). Najpierw jednak należałoby odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, które zapewne część czytelników tego homo-terror web-zin'a chciałoby mi zadać:

PO CHUJ TAM POJECHAŁEŚ?

Wbrew retoryce co poniektórych felietonistów (cześć Rafał!) nie po to by "starą, stalinowską socjotechniką, niszczyć przeciwnika". W żadnym razie by "szerzyć lewacki ekstremizm" (cokolwiek to jest). Czołową motywacją była zwykła ludzka przyzwoitość. Jeśli organizatorzy Marszu Niepodległości pod co poniektórymi punktami swoich statutów ubierają w gładkie słówka wszelkie możliwe postacie szowinizmu, uprzedzeń i nienawiści, to zwykła, nie motywowana politycznie przyzwoitość, podpowiada mi że należy powiedzieć stanowczo "NIE". Tym bardziej jeśli przy wsparciu paru krawatów, upierdolonych kawiorem i kaszą z "polskiego świniaczka" (Cześć Eugeniusz!) przyodziewa się te poglądy w przyjazne dla umysłu przeciętnego polaka białe rękawiczki. Wbrew salonowemu męczeniu buły, paru redaktorów i drugoligowych celebrytów (Cześć Kukiz!), przyjaznych narodowo radykalnym kręgom, staram się utrzymywać kontakt z rzeczywistością. Zarówno ja, jak i bliscy lub nieco dalsi znajomi mieli okazję poczuć idee pokrewne narodowo radykalnym. Głównie w postaci niewyszukanych obelg albo buta. Motywowane oczywiście różnicami na poziomie estetycznym ("Zdejmij tą naszywkę brudasie!") lub poglądowym ("Zamknij ryj lewacka kurwo!"). Niestety o terrorze trockistów na polskich ulicach nie słyszałem. Ziemkiewicz zapewne przywołałby tu w nieskończoność maglowaną sprawę (skoro nie ma się innych argumentów...)z zeszłego roku czyli atak antyfaszystów na uczestników Marszu Niepodległości w pociągu bliżej nieznanej mi relacji. Jakkolwiek nie popieram takiej formy działania, jestem w stanie zrozumieć jakie środowiska WYMUSIŁY takie zachowania. Każdej akcji towarzyszy reakcja. Jak napierdalasz od lat 90' ludzi w imię Wielkiej Polski, nie oczekuj że wszyscy będą bezradnymi ofiarami. Proste, prawda? Błyskotliwi adwokaci MW i ONR zdają się w swoim uniesionym bajdurzeniu wykluczać elementarne zasady logiki i psychologii.
W skutek nakręcania tego całego skrajnie prawicowego cyrku w ciągu paru tygodni przedefiniowano najbardziej banalne pojęcia. Organizacje urządzające "marsz szlakiem wyprawy myślenickiej Adama Doboszyńskiego" (typ skazany na 3,5 roku więzienia za zainicjowanie m.in. akcji demolowania żydowskich sklepów i próby podpalenia synagogi) stały się "prawdziwie patriotyczne". Kibole (czyli w dużej mierze ludzie z bogatą kartoteką) urządzający jakąś zasadzkę pod radiem Roxy (debata na parę dni przed 11.11) i rozpierdalający potem pół Warszawy, dostali rolę husarii broniącej "prawdziwego patriotyzmu". Zaproszony przez NOP, na Marsz Niepodległości we Wrocławiu, David Duke (były lider Ku-Klux-Klan) to zapewne na dzień dzisiejszy wspaniały propagator "myśli narodowej".
Ludzie o zróżnicowanych poglądach, z najróżniejszych środowisk, którzy ośmielili się wyrazić swój sprzeciw, zostali sprowadzeni do jednego wspólnego mianownika pod nazwą "lewicowego ekstremizmu" lub "komuchów". Niemiecka i polska ANTIFA w oczach tej żałosnej propagandy została zdefiniowana jako organizacja tożsama z jakimiś czerwonymi brygadami ( ANTIFA nie jest organizacją z centralnym biurem w Pyongyang, tylko ideą ludzi o najróżniejszych poglądach).
Upraszczając - w ciągu paru tygodni, ludzie z różnorodnych środowisk wolnościowych (i nie tylko) odpowiedzialni za organizacje setek koncertów, wystaw, paneli dyskusyjnych, akcji charytatywnych, i świadomościowych w tym kraju, stali się "plugastwem" i "lewacką ekstremą" (wliczając w to młode pokolenie dla którego komunizm nigdy nie istniał nawet na planie ich rzeczywistości).
Z drugiej strony, ludzie którzy parę razy do roku wychodzą na ulicę, by drzeć mordę "kto nie skacze jest pedałem" i pchający się pod pomnik jakiegoś skompromitowanego antysemity, stali się ostoją patriotyzmu. Troglodyci których życie sprowadza się do sprzedawania kosy za jakieś niedojebane kluby sportowe w oczach prawicowej publicystyki, stali się potencjalnymi nowymi męczennikami za sprawę wielkiej Polski.
Całości dopełniła atmosfera zaszczucia, podsycana regularnie węszeniem żydomasońsko-komunistycznego spisku w celu zamachu na polskość. Pomijam już chęć przekopania wszystkich o odmiennych poglądach pod radiem roxy ze strony paru krewkich kiboli Legii. Samo dotarcie na blokadę wiązało się z wieloma "utrudnieniami". Na dzień przed wyjazdem można było poczytać o obstawieniu wielu ulic prowadzących na blokadę przez "prawdziwych patriotów" (plan bezpiecznego dojścia na miejsce zajął nam godzinę). Zapewne w celu kulturalnej wymiany poglądów na temat odmian patriotyzmu.
Nie dziwie się że wielu ludzi najzwyczajniej bało się przyjść na Kolorową Niepodległą lub nie chciało uczestniczyć w całym tym groteskowym cyrku.
Sam nie jestem miłośnikiem takich wieców, ale frustracja i wspomniana przyzwoitość zaważyła na podjęciu decyzji o wyjeździe na blokadę. W skonfundowanie wprowadzał mnie fakt że tak wielu ludzi chciało uczestniczyć w marszu, ciągnącym za sobą smród organizatorów, dla których myślenie poza schematem binarnym (MY-ONI-MY-ONI) jest poza intelektualnymi możliwościami. Moja świadomość wypierała ewentualność, że parę tysięcy polaków wyrazi chęć podpisania nowej umowy o patriotyzmie. Umowy w której u dołu, najmniejszą czcionką wyklucza się pojęcia jak "demokracja" i "prawa człowieka" (statut ONR). Wolę powtarzać sobie że to brak alternatyw lub zwykła ignorancja. W przeciwnym razie jedyny sposób na zachowanie resztek poczytalności w tym kraju to alkoholizm.

"Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić że Marsz Niepodległości odbędzie się spokojnie. Nie mogę odpowiadać za prowokację ze strony lewicowych bojówek"

Wypowiedź w podobnym tonie dotarła do nas z radia w trakcie podróży do Warszawy. Niestety nie sięgam pamięcią kto był jej autorem. Obstawiam Żaryna lub Bosaka. To przezabawne, jeśli weźmiemy pod uwagę że już na dzień przed wyjazdem, wiedzieliśmy że musimy liczyć się z możliwością wizyty w szpitalu na skutek spotkania z jakimiś przyjemnymi patriotycznymi patrolami. Mieliśmy świadomość że większość ulic prowadzących na Marszałkowską, będzie obstawiona miłośnikami "napierdalania lewactwa i pedalstwa". Wystarczyło poczytać facebook'a Marszu lub wejść na forum kibice.net. Tym bardziej cyniczny wydaję się ten radiowy komentarz. Obstawiam, że żaden przeciętny uczestnik Marszu, nie musiał obawiać się o swoje zdrowie udając się na zamierzoną imprezę. Nie sądzę że ktokolwiek z uczestników MN musiał planować trasę dotarcia z punktu A do punktu B, dzieląc się przy tym wisielczym humorem i porównywaniem tegoż planowania do gry w Rainbow Six. Nie sądzę by którykolwiek z uczestników marszu musiał to robić w oparciu o mapę z zaznaczonymi strefami podwyższonego ryzyka. Klimat spaceru mniej więcej taki, jak przechadzka po koreańskiej strefie zdemilitaryzowanej.
Do Warszawy dotarliśmy, grubo przed oficjalnym czasem rozpoczęcia Kolorowej Niepodległej. Postanawiamy spędzić najbliższą godzinę na rewirze w którym zaparkowaliśmy samochód, żeby nie kusić losu włóczeniem się po centrum. Siłą rzeczy, rozdzielamy się na chwilę, na dwie grupy. Jedna (w której zostałem ja) tkwi bezczynnie przy furze. Druga, desperacko poszukuje dogodnego miejsca by nadać fekalną paczkę. W ciągu zaledwie paru minut, pojawia się dwóch, smutnych panów z...(tu będzie zabawnie) jakiejś grupy rekonstrukcyjnej. Panowie wychylają się konspiracyjnie zza rogu ściany najbliższego budynku, prowadząc intensywny redwatch. Następnie chwytają za telefon komórkowy, rozmawiają chwilę i znikają. Po kilkunastu minutach od tego wydarzenia, gdy wszyscy razem siedzimy w samochodzie, po ulicy, przetacza się stado pawianów, na moje oko - chętnych zajebać komuś kosą w głowę w imię normalności. Oczywiście, można korelację między tymi dwoma wydarzeniami złożyć na karb czystego zbiegu okoliczności. Przypadku. Z dzisiejszej perspektywy, biorąc pod uwagę, ile szumu narobiło się dookoła „poszkodowanej” grupy rekonstrukcyjnej (tu warto wspomnieć że te typy brały też udział w Marszu Niepodległości), ta możliwość wydaje mi się co raz mniej prawdopodobna.
Po uniknięciu konfrontacji (siedzieliśmy w samochodzie planując IV rozbiór Polski) z wąs patrolem, maskujemy wszelkie elementy ubioru, które mogły by przyciągać uwagę benków i ruszamy na Kolorową Niepodległą. Unikamy chodzenia skrótami, idziemy w zwartej grupie. Szerokim łukiem omijamy ryje z wypisanym potencjałem intelektualnym frytkownicy. Bez problemu docieramy na miejsce, zdaje się jako jedni z pierwszych. Chwilę potem, dochodzą kolejne grupy. Podjeżdża platforma z masą pytujących i niepotrzebnych ludzi (Szczuka i jacyś irytujący konferansjerzy). Na oko zbiera się około 500 osób. Piłki plażowe, jebacka muzyka, gwizdki, przaśny klimat.
Od tego momentu, z każdą kolejną minutą atmosfera zaczyna przypominać groteskowe urojenie, ex-heroinisty, który spierdolił z kliniki leczenia metadonem i trafił na festyn dożynkowy połączony z klimatem parady równości, na której zamiast baloników i gwizdków, rozdaje się DMT.*
Mniej więcej po godzinie od rozpoczęcia tego przaśno-wesołego wiecu, regularnie zdarzają się jakieś tatarskie najazdy w imię miłości bliźniego i Chrystusa. W punkcie kulminacyjnym, przypomina to jakąś skrzywioną grę hack n' slash. Z bramy, bodajże od strony Wilczej, z sporą częstotliwością wbijają się kibole, wylatują race. W odwecie w stronę tej orczej groty, lata bruk i butelki z farbą. W tle Szczuka i jacyś ludzie krzyczą „To jest protest pokojowy!”. Psy chyba przestają nadążać. Z głośników platformy, dalej dochodzi muzyka jak z festynu. Gdyby nie stanowcza postawa co bardziej bojowo nastawionych jednostek, ta blokada byłaby rozjechana w 15 minut. Czuję się jak postać z filmu Lyncha. Nie bardzo wiadomo co się dzieje, ale klimat groteskowy.
Stop. W tym miejscu wypada odnieść się do wyssanych z dupy zarzutów, które miały przyrównać „lewicowe bojówki” i „agresywny charakter” blokady do stada szympansów odpowiedzialnych za spontaniczne fire show w Warszawie. Nie ma sensu zbijać poszczególnych argumentów prawej strony. Ich podstawowym celem było przerzucenie winy za zdemolowanie paru ulic i przybytków, uwagi mediów i wybielanie swojego wizerunku. Zresztą, kto obserwuję stronę porozumienia 11 listopada, zdaje sobie sprawę że każdy z tych zarzutów okazywał się ostatecznie kłamstwem. Odniosę się po prostu do zdrowego rozsądku w oparciu o własne obserwacje.
Moje pytanie brzmi: w jaki sposób Kolorowa Niepodległa, składająca się w znacznej większości z dzieciaków (dodajmy - niezbyt skorych do walki), ludzi w średnim wieku, seniorów, kobiet i promila dzieci, celebrytów, polityków oraz tych demonicznych antyfaszystów, miała stanowić to współmierne zagrożenie? Gdzie tu symetria? Jak można stawiać na jednej szali znacznie bardziej liczebną hordę kibiców i jakiejś narodowej recydywy, do paru setek ludzi o których napisałem powyżej? Przez parę godzin trwania tego wiecu, większość obecnych, raczej starała się trzymać na uboczu tego całego kotłowiska, żeby nie oberwać po mordzie. W tym samym czasie, docierały do nas informację o podpaleniach, pobiciach, atakach na dziennikarzy czy lokal Tel-Aviv (to ostatnie to chyba jakiś zaginiony skecz Monthy Pythona). Pisanie na temat Niemców którzy ponoć runęli na Warszawę jak nie przymierzając jakieś SS-Panzer Division Hitler (siejąc śmierć i zniszczenie kastetem i chorągiewkami) chyba mija się z celem. Przez cały czas trwania imprezy siedzieli na komisariacie.
Odnosząc się do cytatu, nieśmiertelnego Ziemkiewicza którym rozpoczął się ten artykuł... Jeśli miałbym posługiwać się taką gimnazjalną demagogią i grać na emocjach. Jeśli chciałbym wykazywać kto tu jest ofiarą. To chyba najbardziej znamienny będzie fakt że po zakończeniu blokady, gros ludzi pozbywał się wszelkich przypinek, szalików i innego ustrojstwa żeby nie zostać rozpoznanym jako jej uczestnik i nie otrzymać wpierdolu w drodze do domu.
Zapewne przed 11.11.12, jakiś Bosak czy inny samotny chłopiec o urodzie studenta z polibudy, będzie uważał że „nielegalna” (właściwie zarejestrowana przed marszem) blokada sprowokowała te zamieszki. Mam nadzieję że ktoś raczy mu przypomnieć że MW też niejednokrotnie starało się blokować choćby marsze równości. Niech wielki wódz, skupi się na odcinaniu jego organizacji od kiboli i sprzedawaniu ich na policje. Wychodzi mu to zdecydowanie lepiej.
Właściwie, nie mam pojęcia co tu jeszcze relacjonować. Poza tatarską inwazją, ogólnym chaosem i kwaśną atmosferą wszystko przebiegło w granicach słowa „cywilizowany” i wynudziłem się setnie. Dodam tylko że wracając do samochodu, spotkaliśmy dwójkę prawdziwych polaków, chcących poczęstować nami Rottweilera. Pies na nasze szczęście wolał spróbować kolegę właściciela. Przy panicznym krzyku „NIE JEGO! KURWA!”, pośpiesznie ulotniliśmy się do samochodu i zostawiliśmy stolicę za sobą (niektórzy nie mieli tyle szczęścia w drodze powrotnej). Chociaż to pewnie było moje neobolszewickie, ćpuńskie urojenie...

”Dla dobra naszego „PR” powinni kogoś zabić na tej blokadzie”
Fragment rozmowy z przypadkowo spotkanym uczestnikiem blokady

Coś jest tu na rzeczy. Jeśli celem tej imprezy jest uświadomienie społeczeństwa o zagrożeniu jakie stanowią skrajnie prawicowe organizację i wyrażenie aktywnego sprzeciwu, to na moje oko blokada nieco przerosła organizatorów. Nie wiem jaki był cel zapraszania Szczuki która nie potrafiła nawet przygotować się na żadną debatę poprzedzającą 11.11 (inna sprawa że pół polski nią gardzi). Nie mam pojęcia co robił tam Biedroń, poza autopromocją swojej osoby. Nie doszukałem się w tłumie Szyca czy innych aktorów którzy brali udział w promowaniu Kolorowej Niepodległej. Nie wiem dlaczego Wyborcza aktywnie piszę o tej imprezie. Domyślam się że to nie inicjatywa organizatorów. Efekt jest wprost przeciwny, do jak mniemam zamierzonego. Marsz Niepodległości przyciąga co raz więcej osób które zamiast świętować, chcą wyrazić swoją niechęć zarówno do mediów i do „lewicowych” sił politycznych które przeciętny Kowalski zaczyna kojarzyć z blokadą. Jeśli mam być brutalnie szczery, uważam że MW i ONR miały zdecydowanie lepszą promocję. Nie jestem w stanie, przypomnieć sobie ani jednego sensownego oratora ze strony Porozumienia 11 listopada, a jestem pewien że znalazło by się przynajmniej kilkunastu takich na scenie hc/punk. Posługiwanie się retoryką „blokujemy marsz faszystów” stało się chybione, biorąc pod uwagę jak wielu spośród uczestników MN nie miało nic wspólnego ani z faszyzmem ani z organizacjami które ten marsz zorganizowały. Sporo wąsów odebrało to jako policzek sprzedany ich nabrzmiałej dumie narodowej, wymierzony w ich prostym rozumowaniu przez Blumsztajna (naprawdę nikt nie zauważa że w świadomości oponentów Kolorowej, ten wiec był organizowany przez Wyborczą?), SLD i pewnie Jaruzelskiego. Co gorsza, rezultatem tej taktyki stało się ściągnięcie uwagi kibolstwa na wszelką scenę hc/punk i organizacje z którymi ta jest mniej lub bardziej związana (vide atak na lokal VegeMiasto).
Sama idea Kolorowej, dająca możliwość świętowania niepodległości bez towarzystwa kaleków z zesztywnieniem prawicy była ok. Tyle że na litość bozi nie przy Szczuce wyjącej „Naprzód Warszawo na walkę krwawą!”.
Może kolejnym razem należałoby bardziej wyraziście wymierzać tę blokadę w kierunku MW i ONR (w tym ich apologetów i pomagierów), nie zaś wobec Marszu Niepodległości samego w sobie? Może należałoby mocniej skoncentrować się na zaoferowaniu ludziom alternatywy na miarę Kolorowej Niepodległej, tym razem bez stada politykierów? Nie wiem. Jestem prostakiem i bumelantem, więc skąd miałbym wiedzieć?! Nie będę jednak ukrywał że kierunek jaki obierają organizatorzy blokady nie jest skuteczny. Inna sprawa, że najwięcej w tym zamieszaniu ugrały knury z Wiejskiej. Nie będę zaskoczony jeżeli za rok Kolorowa nie otrzyma nawet pozwolenia od władz miasta. Pozostanie wylewanie pomyj w internecie lub cwelonko w areszcie, po nielegalnej blokadzie. Też fajnie.

*Nie. Jeśli nazywasz się Sendecki albo Ziemkiewicz i właśnie pocą Ci się dłonie, bo liczysz że poniżej znajdziesz niezbite dowody „że były tam same ćpuny i pedały” i teraz „dopierdolisz Blumsztajnowi” to przykro mi, ale nic z tych rzeczy. Idź się zabij.